Nie dalej jak w piątek, "spięłam się" z kobitką w sklepie.
Poraz pierwszy odczułam różnicę pomiędzy podobnymi sytuacjami wcześniej , a tą.
Teraz wygarnęłm, co miałam w danym momencie(po raz pierwszy obserwowałam to! cudna zabawa! słowa same się cisnęły!).
Jeszcze chwilę potem mną trzepało,a jak wytrzepało to przestało.Nie pozostawiając kaca ,lub jak kto woli , niesmaku.
Ale byłam z siebie dumna!
Poraz pierwszy nie ścisnęłam tego w sobie, i nie żałowałam potem, że nie powiedziałam nic, tak jak to do tej pory bywało przy podobnych okazjach.
Poraz pierwszy, jakby zrównałam się z sytuacją , a nie stałam na przegranej pozycji. Jak te ciele mele.
Wieczorem okazało się że to co się zadziało , jest jak wyblakły obrazek. Wytrzepało się wtedy.
Kiedyś myślałam że takie sytuacje "podlegają" pod praktykę cowieczornego wybaczania.
Przy tej sytuacji, poczułam że nie .
Sama nie wiem czy coś kombinuję , a może to chodzi tylko o sytuacje , które sprawiają ból, przykrość. A nie o takie ,w których na maxa( rzec by się chciało : "dla zdrowotności" ) się wk...urzysz?