Witaj Andrzej, podziało się tej wczesno - późnej zimy na treningu. To zaaranżowane przez Ciebie wydarzenie lawinowo wpłynęło na moje dalsze życie. Odwołam się do mojej ostatniej wypowiedzi na szeringu, bo to ona uwolniła emocje. Mówiłam o tym, że wyjeżdżam z poczuciem niedosytu, a wręcz z uczuciem złości na czas, którego nie było dużo, a właściwie w ogóle go nie było. I wyjechałam z tymi emocjami, a targało mną mega. Skończyło się to jakże emocjonującą kłótnią z moją drugą połową- taka właśnie wracałam "wypasiona" z Gajówki. Potem nastąpił temat z pracą, do której chodziłam niechętnie, wręcz z obrzydzeniem, co w moim przypadku jest nieznanym dotąd uczuciem. A potem pojawiła się zwała. Totalna żałość, mega rozpacz, mega, mega, dziadostwo, którego nie umiem przyrównać do niczego, bo nie znam takiego uczucia, ale tu mój inteligentny umysł podsunął mi myśl, że to pewno depresja, bo straciłam wszystko. Czułam się totalnie pusta, bezwartościowa, żałosna, beznadziejna. Nic mnie nie cieszyło, nie dawało kopa, nie dawało satysfakcji i dalszej chęci realizacji i spełnienia. I poszło dalej, zafundowałam sobie chorobę. Od 27 lutego jestem na zwolnieniu. I teraz dopiero zaczynam życie, którego nie znam...nic tu nie ma.