Witam Serdecznie!!
To jest mój pierwszy post na tym Forum. Stronke dostałam dzieki koleżance, która zna moje problemy i wie, że nie wybaczyłam ani sobie, ani najblizszym i że to słowo a nie mówiąc juz o czynach, jest dla mnie bardzo obce.
Jestem alkoholiczka i lekomanka od 3 lat nie pije. Dzieciństwo moje nie należało do udanych..matka zmarła, kiedy miałam 2 lata..ojciec ożenił sie powtórnie i niebawem urodził sie mój brat. Od dziecka dawano mi do zrozumienia, gdzie jest moje miejsce, że jestem tylko dziewczynką (chierarchia stereotypu mężczyzn, jako władców), że jestem gorsza, brzydka, głupia, oferma zyciowa..itd. Przede wszystkim to wszystko mówił mi mój ojciec, a ja patrzyłam w niego, jak w Boga i uwierzyłam w każde słowo. Macocha nigdy nie przejawiała czułości, była zimna, oschła i cholernie prosta..przerażająco lodowata. Nie czułam ciepła, miłości i poczucia bezpieczeństwa, czułam ciągły strach, który z czasem przerodził się w lęk..paralizujący lęk, kiedy to ojciec mojej macochy molestował mnie seksualnie w wieku ok. 6 lat. Pamietam, że nienawidziłam siebie, bardzo się wstydziłam, brzydziłam i wszystko, co z tym związane. Wołałam o pomoc, ale nie tak ot"potrzebuje pomocy"..wołałam o pomoc, jak woła dziecko, ale nikt tego nie widział a ja..no cóż..byłam z tym wszystkim sama. Z macochą ciągle dochodziłó do kłótni, nigdy nie powiedziała miłego słówa, nigdy nie rozmawiała ze mna, jak przystało na matke...zawsze tylko pretensje, bo talerz zbity, bo jestem "żmiją" i dużo jeszcze by wymieniać. W szkole uczyłam sie bardzo dobrze, ale do czasu, później zaczęłam wszystko totalnie olewać i coraz częściej popijać. Czułam się wówczas wolna, silna, mocna...nie było lęku, bólu, ataki rodziców były wówczas śmieszne, ale...to wszystko do czasu. Pragnęłam, jak najszybciej załozyc rodzinę..pragnęłam dać jej wszystko, wszystko to, czego ja nigdy nie zaznałam, ale niestety nie dane mi było długo cieszyc sie sielanka młżeńska, po 1,5 roku rozwiodłam się. Dzisiaj z perspektywy czasu wiem dobrze, że niestety wpływ mojej rodziny a przede wszystkim moja niesamodzielnośc w podejmowaniu decyzji spowodowały, że podjęłam tak radykalny krok mając zaledwie 22 lata i dwoje malutkich dzieci. Zosytałam więc sama...młoda dziewczyna..wpadłam w wir zabawy i szaleństwa. Piłam i bawiłam sie...to trwało kilka lat. dzieci były pod opieka dziadków, więc mój komfort picia, był znakomity. Później przestałasm wracac na noc..staczałam się coraz niżej..jedna próba samobójcza a potem druga...w końcu odwyk. Dzisiaj jestem dojrzała i podobno atrakcyjna kobieta, ułozyłam sobie zycie..poukładałam klocki na nowo, ale niestety ojciec nadal pastwi sie nade mna psychicznie.."nic nie potrafisz, nic nie masz..beze mnie nic nie osoągniesz". Dwa dni temu, nie wytrzymałam...chciałam zabić albo siebie, albo jego..no nie omieszkałam pozostawic macochy, bo jej triumf jest zawsze widoczny, kiedy ja cierpie. Na szczęście mam jeszcze przyjaciół. Jedna z koleżanek powiedziała mi, że powinnam nauczyc się wybaczać??
Bardzo mnie to zastanowiło..wybaczać, ale komu sobie, ojcu, matce..nie...nie umiem, nie potrafie..czuje wstret, podły wstret, chęc zemsty. Powiedziała mi, że to długa i zmudna praca, że nikogo nie jestem w stanie zmienic, ale siebie tak. Na dzień dzisiaj szy jestem pełna rozpaczy, goryczy i niechęci i nie moge pojąc, jak rodzony ojciec potrafi psychicznie dobijac swoją córke...a potem, jakby nigdy nic...mówic, że jestem jego córeczką. Powiem tak..mam metlik w główie i jedyne co mi przychodzi na myśl, to ukarac ich, tak dotkliwie....BOJĘ SIE SAMEJ SIEBIE...STRASZNIE SIE BOJĘ - Nika32