Na Forum RB Ktoś zadał pytanie:
Czy nadal szukam w innych mężczyznach "tatusinych kawałków"?
Mam świadomość, że moje dotychczasowe, "przedwybaczaniowe" relacje z mężczyznami nie były krokiem "do przodu", współtworzyłam je według znanego mi schematu.
Dlaczego ostatnio zafundowałam sobie powtórkę i wbrew realiom (
!) próbowałam grać zgodnie ze starym scenariuszem?
Tym razem bywało, że nawet z tym kontaktowałam. Ale uznałam, że skoro nie ma szans na zmianę powielanych wzorców, to nie warto się szarpać. Bezpieczniej w tej sytuacji pójść ścieżką, na której potrafię się poruszać w sposób ból minimalizujacy.
Od kilku dni próbuję przyjrzeć się temu i pytam: a może czegoś jeszcze nie wybaczyłaś?
Trudno mi pojąć - wyraźnie czuję, że TO co odtworzyć próbowałam, już nie oddziela mnie od Ojca, że wybaczone. Więc?
Skąd ta potrzeba wejścia w klimat znanej roli, powrotu do takiej siebie, jaką byłam w chwili Jego śmierci? (Wtedy żal i lęk budziło to odejście, ale przede wszystkim czułam ulgę, że mój ojciec już nikogo nie skrzywdzi.)
Wiem, że uchwyciłam etap, na którym się zatrzymałam.
Jak go przekroczyć?Zastanawia mnie też to, że coraz częściej myśl: a może pora sobie wybaczyć, bo jakoś bardzo często sama siebie karzesz. (Jest we mnie chęć "zmierzenia się z tym" na treningu.)
Ale co teraz, skoro nie podoba mi się perspektywa zostania z tym na prawdopodobnie kilka miesięcy?
Właśnie dotarło do mnie, że wybaczyłam to, co od Ojca dostałam, natomiast zostały jeszcze do zaakceptowania braki - tzw. dziura. Pewnie dlatego, gdy ktoś nie jest zainteresowany jej zapełnieniem, cała gama mechanizmów, ból i chęć odwetu we mnie.
Próbuję poczuć, czy jestem w stanie ten proces sama poprowadzić. Skoro tak dziwnie wspierający czas nastał...