Moim zdaniem to zależy od sytuacji - na ile osoba jest gotowa i chętna znaleźć rozwiązanie swoich problemów. Zdarzało się, że mówiłam, ktoś skorzystał i potem był wdzięczny, że w całym galimatiasie tak naprawdę o to jedno chodziło. Ale też kiedy proponowałam to komuś bliskiemu, to totalny mur, wręcz agresja, jakbym trzymała stronę tego "wroga". A mi się serce krajało, bo wiedziałam, że lekarstwo jest w zasięgu ręki. Nie bez powodu jest powiedzenie "na złość mamie odmrożę sobie uszy". Póki sama ziejąca nienawiść jest zemstą, nie ważne jakim kosztem siebie, nie widzę szans, żeby ktoś był gotów naprawdę wysłuchać pomysłu na wybaczanie.