Oczywiście masz racje Jurku. Pewien scenariusz był. Taki "dopuszczalny" - oczekiwanie, że jak skutecznie wybaczę to mi to odejdzie i będzie wisieć, latać i powiewać. Jednym słowem wolność! Myślałam jednak, że bardziej całościowo i z akcentem na Kto, a nie Co.
Oczywiście Olu, że proces wybaczaniowy, szczególnie pomyślnie zakończony, jest piękny i warty przejścia przez te koszmary, co niektórzy nazywają silne emocje. Kiedy przeczytałam wczoraj o Tobie na mini czacie, to sie popłakałam, z żalu nad sobą, że niektórym to tak dobrze, a mi nie.
Oczywiście masz racje Andrzeju, że szukam winnego, bo coś mi znowu nie wyszło. A ja przecież tak sie starałam...
Bardziej jednak widze to jako taki obrazek: dziecko, które zwraca popsutą zabawkę swemu darczyńcy i mówi: " rozpierdoliła się....sama". W małej główce gdzieś jeszcze myśl przeleci "a może dał popsutą?"
Jestem sama. To fakt.
I tak Ola. Warto. Wierzę.
Zamiast pieprzyć się z tym: poszło, nie poszło, a może kawałeczek, a może wichura i stąd ten przeciąg...KONIEC . Niech sobie będzie.
Chcę teraz sama sobie przez to przechodzić. Nie ma co...To wszystko i tak w sobie, we własnym sumieniu...Zajmuję się TYM CO JEST. Od jutra...
, bo dzisiaj dobra nocka.
P.S. Pomimo, że nie jestem do końca ukontentowana
, to też mi sie zdarzaja cuda!!! Na przykład taki, że przed wybaczaniem było jeszcze gorzej
( strasznie mi wesoło, nie wiem czemu
). Nie , nie to chciałam powiedzieć. Znaczy to też prawda...aaa Stop!
Po czwartym bardzo, ale to bardzo bolało mnie serce, stany lękowe takie...pisałam wczesniej. I ostatnio troche sie pomściłam Na Nim ( brzmi jakbym mu przypalała stopy
- ciekawe...). Oprócz tego, że nie sprawiło mi to dużej radości, zaczęło mnie boleć serce. Tak samo. Rozpoznaję ten ból.
A drugie to teraz... spojrzałam na to co napisałam:
cytuje
:
"KONIEC . Niech sobie będzie." - przeciwności i aceptacja.
Może jeszcze jest dla mnie nadzieja
Tak sobie to wszystko poczytałam jeszcze raz. Chaos mam okropny. Jakieś dziwne wrażenie, że sama nie wiem o co mi chodzi. Cały czas szukam odpowiedzi.
Zaczęłam sie zastanawiać czy wybaczanie jest braniem odpowiedzialności za swoje emocje?
Czy wogóle istnieje taka odpowiedzialność?