Witajcie.
Minęło kilkanaście dni od kiedy wykonałem Czwarty Krok. Póki to jeszcze w miarę świeże chcę się z wami podzielić tym co się wydarzyło.
Pierwszy z nich (bo wybaczałem dwóm osobom) wykonałem jakiś czas temu, ale dopiero po wykonaniu drugiego poczułem ulgę i wdzięczność, że mogłem ten proces doprowadzić do szczęśliwego zakończenia.
Cudem było dla mnie to, że mogłem w sposób całkowicie bezpieczny i spokojny spotkać się z tymi, z którymi spotkania w ogóle sobie nie wyobrażałem.
Od kilkunastu dni czuję jakby wracała do mnie ta część mnie, z którą przez lata nie miałem kontaktu. Czucie - lepsze, spokojniejsze. Czucie w ogóle, bo bywało, zwłaszcza przez ostatni bardzo trudny miesiąc w naszym życiu z Olą, że czucia nie było wcale. Była klatka. Opuściłem ją. I jeszcze - co niezwykle mnie zaskoczyło i uradowało - nastąpiło we mnie uwolnienie twórczej energii!
Od kilkunastu dni wraca do mnie twórcza odwaga, potrzeba poszukiwań, sprawdzania się w nowych rzeczach. Wraca czułość, wrażliwość i uwaga. Nagle życie stało się dla mnie lżejsze, przyjemniejsze...
Przez bardzo długi czas czułem się staro i często gnębiły mnie myśli do tego stopnia natarczywe, że zacząłem już upatrywać środka zaradczego w jakichś śmiertelnych chorobach, które miałyby mi skrócić męki! Ja, który trochę żałowałem, a trochę podśmiewywałem się zawsze w duchu z wszystkich hodujących sobie różne choroby i dolegliwości.
Czuję wracające życie - nadszedł czas, by przestać się go bać i żeby było MOJE. To dla mnie kolejne wielkie wyzwanie. Miejscami działają jeszcze stare nawyki, ale już je widzę, już są "moje", już się do nich przyznaję. No i - nie czarujmy się - byłem potworem. (Kto wie - może jeszcze...). Nie jestem święty. Dałem nieźle w kość wszystkim moim bliskim i ludziom, których przez lata raczyłem gównem...
Chcę jeszcze opowiedzieć o rozmyciu emocjonalnym przed drugim z IV. Kroków.
Pierwszy z nich przyniósł mi ulgę i uspokojenie, jednocześnie nie poczułem pełnej satysfakcji z całego procesu. No jasne - była jeszcze druga osoba. Ale straciłem czucie co do kolejnego IV. Kroku. Jakby przyjemność płynąca z "szoku" i zadowolenia po IV. Kroku stłumiła emocje, które jeszcze czekały na uwolnienie. To było fatalne! Czułem się jak człowiek z zatwardzeniem, któremu już nigdy nie będzie dane uczucie ulgi z tym związane. Straszne!
W domu coraz bardziej szalały emocje, a ja coraz bardziej zamykałem się na proces, który jeszcze nie dobiegł końca. Człowiek to se musi czasem przypier... , żeby otworzyć serducho.
W końcu z pomocą przyszedł mi Andrzej dając krótki termin na doprowadzenie sprawy do końca, podejrzewając, że moja podświadomość robi wszystko, żebym spier... z tego co we mnie nie zakończone. I podczas gdy jeszcze dwa tygodnie wcześniej moja niepewność co do drugiego z IV.Kroków prawie zabiła cały ten proces, kiedy już podjąłem decyzję o jego wykonaniu spotkanie nastąpiło natychmiast, byłem szybko "kierowany" jakąś "niewidzialną ręką", aby mogło dojść do szczęśliwego finału. Niesamowite jak wszechświat poprzez ludzi zaangażowanych w ten proces pomaga sprawnie zwieńczyć dzieło. Czułem, że i ludzie, którym miałem wybaczyć starają mi się w tym pomóc. To było niezwykle poruszające.
Płakałem, a właściwie ryczałem - za pierwszym i drugim razem wkrótce po IV.Kroku. I zdawałem sobie sprawę, że przez tyle lat nosiłem w sobie tę zemstę, obwiniałem kogoś, a przecież można to było puścić i żyć tym co tu i teraz...
Jak ważne jest by wybaczać na bieżąco!!! Chociaż kaliber czasem wielki trzeba to robić, żeby móc żyć po prostu.
Przez kilka dni po zakończeniu całego procesu miało miejsce coś w rodzaju symbolicznych testów: jeszcze działa - czy już nie działa. Te same sytuacje, podobni ludzie, przedmioty które kiedyś wywoływały złość albo jakieś negatywne skojarzenia teraz po prostu są - istnieją uwolnione od moich projekcji, nie przyklejają się do mnie i nie zatrzymują mnie. Przestało działać. Ulga. Koniec z osaczeniem.
Czuję wdzięczność zarówno dla tych osób, którym wybaczałem, jak i wszystkich, którzy wsparli mnie abym załatwił tę cholernie ważną dla mnie sprawę. Jak ważną, widzę po moich relacjach z bliskimi, na których nie projektuję już tamtego bagażu i których lepiej widzę. Przestałem wreszcie obwiniać moje dzieci za to, że po prostu są.
Czuję wdzięczność i pozdrawiam wszystkich, którzy zdobyli się na odwagę wybaczania.
Pora zacząć się cieszyć odzyskaną wolnością, czego i Wam życzę
Filip