Cordis - dziękuję.
Fakt: robić to co można, za pomocą tego co się ma, tam gdzie się jest.
Kiedy jest się w związku jest trudniej-łatwiej.
Z jednej strony rozmowy i wsparcie. Z drugiej, jeśli ten związek jest uczciwym związkiem miłości są emocje, czasami potężne. I skoro ten związek jest związkiem opartym na prawdzie, to wchodzimy ze sobą w układ pomocy w dogrzebywaniu się do tego co niewybaczone. Mówiąc prościej: jeśli się kochamy, to znaczy również, że z tym większą siłą wzajemnie wywołujemy z siebie upiory przeszłości. Siła z jaką się one pojawiają jest wprost proporcjonalna do uczuć jakie mamy wobec siebie. Jeśli spędza się ze sobą zwykle 2/3 dnia, mieszka razem, planuje wspólną przyszłość to reguła: oddychaj i puść + rób to co można etc. (+wybaczaj co chwila
) jest teoretycznie wspaniała i prosta w użyciu, ale w praktyce cholernie trudna, wręcz niemożliwa.
Jeszcze inaczej: doświadczenie mojego związku pokazuje, że jest to układ sprzężony, w którym emocje jednej osoby otwierają w drugiej to co niewybaczone. Andrzej powiedział kiedyś, że ludzie spotykają się ze sobą (między innymi po to), żeby leczyć swoje "pierdolce". Z tej perspektywy jest to układ zbawienny i należałoby co chwila dziękować, że mamy u boku - najlepszego z możliwych - trenera Wybaczania: naszego partnera/kę.
Tylko, że trenując tak wzajemnie z sercem pełnym niewybaczonego wielkiego kalibru (+temperamenty) można się zamęczyć !!!!!!
Możliwe, że wmieszałem do tematyki W wątek "żyć w związku i przetrwać"
i w ogóle temat związków, wiadomo jednak, że to właśnie w związku wątek Wybaczania ujawnia się najsilniej.
Tak więc, Cordis - i wszyscy zainteresowani tematem - codzienna praktyka w związku i co robić z wielkim niewybaczonym, zanim ostatecznie się tego nie puści?
Z serdecznościami,
Filip